Hotel
Właśnie jesteśmy gośćmi Kormoranosa. Choć szczerze mówiąc nazwa "gość" jest nie na miejscu gdyż czujemy się tu bardziej jako intruzi. Ale do rzeczy, po kolei. Przeczytaliśmy wiele opini jak i przed wyjazdem jak i w trakcie. Przed wyjazdem- chcieliśmy wiedzieć czego możemy sie spodziewać, żeby nie mieć za wygórowanych oczekiwań. W trakcie- aby się już tylko pośmiać i odrobinę podnieść na duchu, że nie tylko my tak wtopiliśmy :) Podpytywaliśmy też wczasowiczów obecnych na miejscu w tym samym czasie, co my. Zdania są podzielone, wiadomo. Są osoby, które sobie chwalą, a są też takie, które już tu nie wrócą a na samolot do domu czekają odliczając dni i godziny. Najsmutniejsze są opinie ludzi, którzy mówią, że za te pieniądze nie można się spodziewać niczego lepszego. Dlaczego najsmutniejsze? Bo właśnie dzięki takim osobom hotele jak i Grecos nie polepszą standardu bo i po co. Opiszę teraz warunki w Kormoranosie, a Wy oceńcie sami jak chcecie wydać swoje pieniądze i czy ten hotel jest ich wart :)
Nasza wycieczka kosztowała 2600 zł od osoby za 10 dni.
1. Czas pobytu- Grecos skrócił nam wczasy o dwa dni. Rezerwując wakacje i decydując się zarazem na Hotel Kormoranos mieliśmy napisane w ofercie iż pobyt bedzie trwał 10 dni. Tymczasem okazało się, że wylot (z Katowic) jest pierwszego dnia o godzinie 20:20 a na miejscu (Korfu, Acharavi) mamy być o 1 w nocy drugiego juz dnia pobytu :) Dodatkowo linia Small Planet miała opóźnienie, tak więc na miejsce dotarliśmy o godzinie 3:30 czasu lokalnego. To jeszcze nie koniec, gdyż powrót mamy zaplanowany 10 dnia na godzinę 6 rano, czyli biorąc pod uwagę, że na lotnisku mamy być dwie godziny przed wylotem oraz czas potrzebny na dotarcie na lotnisko, wychodzi nam na to, że ten piękny hotel opuścimy ok 3 w nocy ostatniego dnia. I teraz uwaga! Po naszym telefonie do Grecosa z pytaniem co z tym fantem zrobić, uzyskaliśmy odpowiedź, że godziny wylotów są dostępne na każdym etapie rezerwacji a także przed i sami sobie jesteśmy winni. Jeśli więc zastanawiacie się nad wczasami z Grecosem pytajcie o godziny wylotów jeszcze przed rezerwacja hotelu.
2. Rezydent- mieliśmy szczęście. Odebrał nasz telefon. A podobno nie odbiera. Nawet jak ktoś się zdecyduje na wycieczkę fakultatywną z Grecosa. Pan zachowuje się, jakby wcale ich nie chciał sprzedać. Może nic z tego nie ma. Za mało mu płaca, biedaczyna. No ale odebrał. I nawet połączył się z nami w bólu. Ale na tym skończył.
3. Wycieczki fakultatywne z Grecosa- nie brać! Chyba, że kogoś kręci, że przepłaci. Bo są i tacy, co to lubią. My nie lubimy, dlatego polecamy szczerze agencje z miasta. Nazywa się Travel for All i jest prowadzona przez bardzo miłą Panią Greczynkę, która poleciła nam naprawdę super wycieczki w bardzo dobrych cenach i jeszcze ze zniżką. Oczywiście agencji tego typu jest całe mnóstwo i jest w czym wybierać. Osobiście polecamy wypad do Albanii oraz Paxos i Antypaxos. Przepiękne!
4. Pokoje- małe, skromne, ale czyste. Łóżko nie najgorsze, duże. Toaletka, dwa stoliczku przy łożku, TV, krzesło, lustro, szafa i lodówka. Jeśli chodzi o "boczny widok na morze"...mieliśmy ogromne szczęście, gdyż istnieją dwa pokoje z frontowym widokiem na morze. Co prawda widok jest mocno ograniczony przez dach restauracji, ale jakiś jest. W przeciwieństwie do pokoi z tym właśnie "bocznym widokiem na morze". Współczujemy szczerze ludziom w nich zakwaterowanym gdyż maja widok boczny na inne balkony a frontowy na inną restauracje lub co gorsza, na składowisko rupieci hotelowych. Łazienki małe, z foliową zasłoną prysznicową, ale cóż...cieszymy się, że chociaż woda jest...za tak małe pieniądze :))) Pokój jest sprzątany codziennie, tutaj nie możemy narzekać. Ręczniki puki co wymienili tylko raz. I to chyba tylko dlatego, że rzuciliśmy je na posadzkę w łazience...No nie dało się ich nie zauważyć :) Pobyt umilą Wam hałasy z sąsiednich pokoi, gdyż słychać wszystko. Lecz to doskonała okazja, żeby poznać zwyczaje ludzi innych narodowości. O której godzinie robią zwykle dwójeczkę lub to, że stary to też może :)))
5. WiFi- działa :) Nie jest jakieś super, extra i czasem się wyłącza ale dobrze, że jest :)
6. Klimatyzacja- albo raczej coś co ma ją przypominać. Płatna 5 euro za dzień i nie warta tych pieniędzy. Wieje ale nie chłodzi, najlepiej nie naciskać za dużo na przyciski. My dodatkowo musimy ją wspomagać wsadzoną reklamówką foliową, aby pomoć jej się uchylić, gdyż biedna, stara taka, sama nie daje już rady. No nie wzięliśmy narzędzi żadnych na Korfu. Peszek. Reklamówka musi wystarczyć, radzić sobie trzeba :)
7. Sejf- słyszeliśmy o czymś takim. Ale nie widzieliśmy.
8. Obsługa- Pani Kormoranosowa, Pan Kormoranos i małe Kormoranosiątka :) Grecos napisał, że panuje tu miła, rodzinna atmosfera. Co za szczęście, że to nie nasza pierwsza wizyta w Grecji i że jako wakacyjni piraci mieliśmy okazję poznać już bardzo wielu Greków i ich zwyczaje. Gdyby nie to, pewnie po wizycie w Kormoranosie, uważalibyśmy ten piękny kraj i ludzi w nim mieszkających za gburowatych cepów :))) Radzimy nie wchodzić w dyskusje, gdyż Pani Kormoranosowa i tak będzie mieć ostatnie słowo i najpewniej odejdzie beszczelnie nie pozwalając Wam wyrazić swojej opinii. No... nikt nie lubi słuchać nie miłych rzeczy na swój temat.
9. Atmosfera- nic tu nie jest tak jak powinno być. Nie będą to Wasze wielkie greckie wakacje. Hotel, a raczej podrzędny hostel nie jest prowadzony przez miłą, grecka rodzinę. Nic z tych rzeczy. Grecos minął się z prawdą. Grecki klimat poczujecie prędzej na plaży w Ustce niż w Hotelu Kormoranos na Korfu w Acharavi.
10. Bar hotelowy- to jest bardzo ciekawa rzecz. Zamówiliśmy dziś kawę do pokoju. Poszłam grzecznie, wzięłam euro, mowię sobie "ósmy dzień pobytu, nie dałam im zarobić, to chociaż kawę zamówię, niech widzą, że mam gest" :) Troszkę mnie poniosło, bo wzięłam jeszcze lody. Bardzo dobre zresztą, po 1,30 euro za gałkę. Idę dumnie z tacą do pokoju. Na tacy dwie filiżanki ze spodeczkami, dwa ciasteczka, lody i dwa czajniczki. I teraz napiszę coś co będzie idealnym wstępem do ostatniego punku mojego podsumowania tego hotelu. Koszt jednej kawy to 2,5 euro. Cena bardzo normalna biorąc pod uwagę ceny kawy w innych tawernach, barach na wyspie. Porównywalna. Lecz kawa nie ta sama. Otóż w czajniczkach była ciepła woda. Tylko. Natomiast kawa to nasza, zwykła Nescafe, taka jaką kupuje się np w Żabce w saszetce za 50 gr w Polsce. Tadam! Nie żeby z ekspresu czy coś, czego ja wymagam :)))
11. Jedzenie- najlepsze pozostawiam na koniec. Śniadanie serwują w godzinach 8-10. Zacznę od tego, że jeśli już się zdecydujecie i tu przyjedziecie, to rano, wybierając się na śniadanie, nie rezygnujcie! Ono jest. Tylko dostać się cieżko, bo czasem zapominają oworzyć drzwi do restauracji. Czy raczej stołówki. Jest tego i magiczna strona, bo możecie poczuć się jak Alicja w Krainie Czarów odkrywając co rusz to nowe drzwi, któreś napewno bedą otwarte i w końcu będziecie mogli raczyć się śniadaniem serwowanym przez ten uroczy hotelik. Jak już uda Wam się odnaleść drogę, możecie być zaskoczeni wielkością szwedzkiego stołu. Naszą pierwszą myślą było, że już chyba jest po śniadaniu, trochę nerwowo spoglądaliśmy na zegarki, ale niestety godzina się zgadzała. Co jest w menu- trzy rodzaje szynki. Polecam konserwową, bo mielonki nie da się przełknąć a tej z oliwkami radzę nawet nie próbować, ser żółty (jeden rodzaj, jest go dużo, bardzo tłusty, podejrzewam nawet, źe to wyrób seropodobny), płatki kukurydziane, mleko oczywiście, jajka na twardo, pajdy białej bułki i kilka pajd ciemnej, dżem, masło, patera kostek fety i patera pomidorów i ogórków z dnia poprzedniego (tutaj radzę nie wybrzydzać, brać jak dają, bo dają żadko i mało). Owoce wykładają, jak już się wszystko skończy. Podobnie biały, słodki, grecki serek. Tak więc jeśli przyjdziecie wcześnie, to nie zjecie owoców i serka, a jak później, to może juz nie być pomidorów, szynki i jajek. Ciężki wybór, ale co za tą cenę wymagać :) Do picia proponują chemiczne soczki. Za to w dwóch smakach do wyboru, kawę (myślałam, że gorszej nie wypiję ale po dzisiejszej saszetce za 2,5 euro zmieniam zdanie i jutro na ostatnim śniadaniu przeproszę się z kawą) i kiedyś była woda (dawno nie widziałam). Na pierwszym śniadaniu widzieliśmy jajecznicę. Takie zjawisko więc istnieje ale jest bardzo rzadkie. Jeśli już wybierzecie coś z tych smakowitych propozycji i przede wszystkim zdążycie coś nałożyć i szczęśliwi usiądziecie do stolika, to niech Was nie zdziwi, że nie ma sztućców. Są schowane, w szufladce, pare sztuk, kto pierwszy ten lepszy. Ale są wakacje, można jeść palcami. Codziennie to samo, więc szybko się nauczycie jak przetrwać :) Obiadokolacje są późne, w godzinach 19-21. Dostaniecie zawsze dwie propozycje. Danie pierwsze, drugie i deser. Nie wiec co tu napisać, bo każdy ma inny gust. Nam nie smakuje. A naprawdę nie jesteśmy wybredni. Jeśli nigdy nie jedliście prawdziwej greckiej sałatki, to jej tu nie jedzcie jako swojej pierwszej, bo się zrazicie. Jeśli traficie na fasolki, to też nie radzimy, gdyż jest to dokładnie 12 sztuk fasolek po bretońsku wyciągniętych na mały talerzyk. Mięso jest twarde, ryba nie do zjedzenia. Wiemy, że nie płaciliśmy dużo za tą wycieczkę i nie wymagamy kalmarów i raków. Ale żeby nawet kurczak był twardy a suvlaki surowe w środku, to już trzeba się wzbić naprawdę wysoko na wyżyny kulinarnych umiejętności. Zabawne jest to, że Pan Kormoranos wychyla się zawsze z kuchni i wzrokiem pretensjonalnym obyczaja talerze :) Czujemy się jak w przedszkolu i boimy się, że jak nie zjemy to nie będzie deseru :) A na deser gałka lodów, najprzyjemniejszy punkt menu :)